piątek, 18 lipca 2014

MARTA

MARTA

Nowohucianka, pasjonatka Nowej Huty, architektka krajobrazu i graficzka, kreatorka OGRODÓW NOWEJ HUTY, prowadzi bloga W POSZUKIWANIU ZIELONEGO KCIUKA www.zielony-kciuk.blogspot.com pracowniczka kultury od kilku lat znajdująca się w rozkroku pomiędzy ogrodem a plakatem, mama jednego i pół chłopca, specjalizuje się w wypiekaniu muffinów i chleba.



Stylowa Nowa Huta: Skąd się wzięła Twoja ogrodowa pasja?

Marta: To kwestia dobrych genów. Oprócz nowohuckości otrzymałam w spadku również zamiłowanie do zieleni. Akurat ten gen ogrodniczy mam po babci, która nawet teraz, mając 82 lata na karku, jeździ codzienne na swoją działkę na drugi koniec Krakowa.

Ale na architekturę krajobrazu zdecydowałam się w ostatniej chwili. Miałam przed nosem formularz zgłoszeniowy na studia wypełniony prawie całkowicie. Ostatnią linijkę z kierunkiem wypełniłam przy okienku w sekretariacie Politechniki. Ale nie żałuję. To moja droga.



StNH: Czy Nowa Huta jest OGRODEM?

M: Tak. Jest niezwykłym miejskim ogrodem, ze wszystkimi tego blaskami, cieniami i konsekwencjami.

Nowa Huta jest najbardziej zieloną dzielnicą Krakowa, posiada największy w mieście użytek ekologiczny, piękny stary drzewostan, który zmienia ulice w parkowe aleje. Jest doskonałym przykładem idealnego miasta-ogrodu.
Ale o każde założenie ogrodowe należy dbać. Nawet to najmniejsze wymaga regularnego pielenia, koszenia, przycinania, dosadzania, przesadzania, grabienia i miłości. A co dopiero tak wielkie i tworzone z takim rozmachem jak Nowa Huta.  Ilość pracy i troski powinna być zatem proporcjonalna do powierzchni, prawda?




StNH: Nowohucianie lubią kreować własne otoczenie?

M: Lubią mieć wpływ na wygląd swojego bezpośredniego sąsiedztwa. Są aktywni, zdeterminowani i znają wartość zieleni w mieście. A to niezwykle pomaga podczas wspólnej pracy nad społecznymi projektami krajobrazowymi.

StNH: Trudne są poszukiwania ZIELONEGO KCIUKA?

M: Są ciekawe, ponieważ sama sobie wyznaczam miejsca, w których akurat będę go szukać. Czasami jest to mój ogród balkonowy, czasami cała Nowa Huta. Gdy zapragnę odmiany, mogę poszperać po rodzinie lub w prywatnych ogrodach nieznanych mi ludzi. Mogę też wyruszyć na poszukiwania gdzieś za granicę, do ciepłych lub zimnych krajów. Albo równie dobrze mogę sobie zrobić przerwę i poczytać. Przecież nikt nie powiedział, że ZIELONEGO KCIUKA nie znajdę wśród książek.

Prowadzenie bloga jest czasochłonne, ale za każdym razem, gdy już skończę dzielić się z moimi czytelnikami jedną myślą, do głowy wpadają mi trzy kolejne. Przecież o architekturze krajobrazu można pisać non stop...




StNH: Stworzony wspólnie z Agatą Dębicką komiks o historii NH, praca dyplomowa o dzielnicy, Ogrody Nowej Huty - wszystko kreci się wokół tego miejsca?

M: Trochę tak i trochę nie. Jest wiele projektów, które z Hutą mnie wiążą. Ale równie wiele jest rzeczy, które robię w oderwaniu od tego miejsca. Co de facto sprawia, że mogę złapać do Nowej Huty odpowiedni dystans.

Komiks tworzony z Agatą Dębicką w ramach projektu FUTURYZM MIAST PRZEMYSŁOWYCH był moją pierwszą przygodą związaną z zaangażowaniem się w życie kulturalne dzielnicy.

Spodobało mi się.



M: Kolejne podejście związane było z końcem studiów i pracą dyplomową. Dotyczyła ona Alei Róż. To było w 2008 roku, gdy temat nie był jeszcze tak ograny jak teraz. Pokusiłam się wtedy o całościowy projekt zagospodarowania przestrzennego tej ulicy wraz z Placem Centralnym pod kątem architektury krajobrazu. Niektóre z rozwiązań, wytrzymały próbę czasu i nadal jestem z nich dumna. Praca wzbudziła zainteresowanie mieszkańców (była prezentowana w ramach cyklu ZROZUMIEĆ MIASTO w Ośrodku Kultury im. C. K. Norwida) i urzędników Miasta Krakowa. Wtedy związałam się na stałe z Ośrodkiem Kultury Norwida i wsiąkłam w Nową Hutę i rewitalizację. Potem zaangażowałam się w OGRODY NOWEJ HUTY, które trwają nieprzerwanie od 3 lat. W tym projekcie daję ujście wszystkim swoim pasjom czyli architekturze krajobrazu, grafice i Nowej Hucie!

W tym miesiącu rozpoczęliśmy kolejną edycję projektu. Do 30 lipca 2014 przyjmowane będą w Pracowni Animacji Ekologicznej Ośrodka Kultury im. C. K. Norwida propozycje nowohuckich miejskich ogrodników na miejsca, w których powstaną 2 kolejne ogrody!!! 




StNH: Trudno było zmienić miejsce zamieszkania?

M: Nie jest trudno spakować swoje rzeczy do walizek i przenieść się do swojego wymarzonego i własnoręcznie zaprojektowanego mieszkania. Trudniej jest odnaleźć się potem w innej przestrzeni. Moment, gdy opuszcza się bramę swej nowej klatki schodowej i widzi zamiast socrealistycznej monumentalnej zabudowy jakieś pstrokate domki ustawione rzędem wzdłuż hałaśliwej ulicy, jest szokujący. Do tej pory nie mogę się przyzwyczaić do tego krajobrazu.

Mam gdzieś z tyłu głowy odciśnięty archetyp domu i miasta. To mieszkanie na osiedlu Uroczym i układ Starej Nowej Huty. Te obrazy towarzyszą mi ukryte gdzieś w podświadomości. Ujawniają się, gdy oglądam/przebywam w nowym miejscu. Wtedy zawsze porównuję je z Nową Hutą.




StNH: Jacy są Nowohucianie?

M: Sąsiedzcy i związani z miejscem w którym żyją, nie zamykają mieszkań, gdy wychodzą do sklepu po bułki, hodują różowe pelargonie na balkonach i stale wyglądają przez okno, by sprawdzić, czy coś się przypadkiem nie wydarzyło podczas, gdy akurat nastawiali wodę na herbatę. Niektórzy żyją wielkomiejskim rytmem, bazgrolą graffiti na ścianach, piją dużo kawy i po nocach planują, jak zmienić świat i przekształcić Nową Hutę w osobną planetę. A jeszcze inni nie mają kanalizacji, muszą iść kilometr do najbliższego przystanku tramwajowego i mieszkają w drewnianych domach z bielonymi ścianami i z zazdrostkami w oknach.

Nowohucianie są różni.


StNH: Twoje ulubione miejsce w Nowej Hucie?

M: Kasztanowe zakątki. To moja nazwa na dwa bliźniacze skwery zielone na skrzyżowaniu Alei Róż z ulicą Żeromskiego, na osiedlu Górali i Zielonym. To miejsce z dzieciństwa. Tam z dziadkiem zbierałam kasztany. Teraz jest potwornie zaniedbane i smutne. Powiem wam w sekrecie, że mam już gotową koncepcję zagospodarowania przestrzennego tego terenu...


StNH: Dlaczego pieczesz muffiny?

M: Bo zupy wychodzą mi tragicznie ;) W przeciwieństwie do muffinów. Ale moje tajne moce kulinarne ujawniają się dopiero przy pieczeniu chleba. O tak, w tym jestem dobra. Możecie z resztą popytać na mieście!



fot. Aleksander Hordziej

1 komentarz: