piątek, 3 lipca 2015

AGNIESZKA

AGNIESZKA


Stylowa Nowa Huta: Muzyka jest Twoim życiem?

Agnieszka: Jego ogromną częścią. Jeśli poświęcasz czemuś czas i energię od dziecka wtedy to coś w naturalny sposób staje się częścią ciebie. Gdyby ktoś dziś zabrał mi muzykę i powiedział: „od dziś nigdy więcej” to byłoby mi bardzo dziwnie. Jestem wprawdzie absolwentką studiów dziennikarskich, więc może jakoś bym się odnalazła w świecie mediów, ale na pewno miałabym przez to w świadomości ogromną dziurę, którą trudno byłoby wypełnić. Moja praca nie musi mieć związku z graniem, bo jest wiele innych ciekawych spraw, ale nie może mi go uniemożliwić. Zwykle każdy mój dzień ma jakieś „muzyczne zadanie”, nawet jeśli polega ono na zamknięciu się w pokoju i wyćwiczeniu jakiegoś trudnego miejsca to i tak stanowi ważną część mojego czasu.




StNH: Właśnie obroniłaś dyplom na Akademii Muzycznej w Katowicach, jakie są Twoje dalsze plany zawodowe?

A: Trudne pytanie. Jest kilka opcji i pomysłów, ale dziś trudno jeszcze powiedzieć, co z tego wyniknie, więc żeby nic nie zepsuć i nie zapeszyć to póki co buzia na kłódkę :) Często funkcjonuję w systemie „od projektu do projektu” i to jest bardzo ciekawe i rozwijające, ale z drugiej strony gwarantuje pełną niestabilność wszelkiego typu planów.

StNH: Uczenie dzieci daje radość?

A: Ogromną. Kontakt z dziećmi to zastrzyk pozytywnej energii. To też wyzwanie, trening kreatywności i cierpliwości. Moje uczennice (bo nie trafił mi się do tej pory w klasie żaden chłopiec) są zwykle bardzo zdolne i chętne do pracy, ale czasem trzeba się sporo nagimnastykować, żeby im to uświadomić. Dzięki temu mam cały czas oczy i uszy otwarte i szukam nowych sposobów pracy z nimi i codziennie sama czegoś się uczę. A kiedy potem widzę jak moje dziewczyny dają czadu na scenie to jestem z nich naprawdę dumna.



StNH: Koncertowałaś już w różnych miejscach na świecie. Który występ wspominasz najmilej?

A: Nie mam chyba jednego występu. Koncert to zwykle całe pasmo zdarzeń. Jest trochę radości i trochę ciężkiej pracy, trochę zimnej koncentracji i trochę emocji. W moich wspomnieniach żyje mnóstwo momentów zapisanych uczuciami, które wyzwoliła muzyka. Są i radość i smutek i refleksja i zabawa, choć nie zawsze wiem, do czego je przypisać. Pamiętam za to dobrze wiele osób, które przychodziły po występach i dziękowały za wspaniałe przeżycia. Chwile kiedy dostaję taką wiadomość zwrotną są dla mnie niezwykle ważne, bo to znaczy, że to co robię ma sens. Chociaż teraz, kiedy zaczęłam wspominać przyszły mi na myśl koncerty organizowane przez fundację Andrzeja Brandstattera Pro Artis, gdzie na jednej scenie spotykają się podopieczni fundacji – niejednokrotnie osoby niepełnosprawne – z gwiazdami sceny muzycznej, aby razem wykonywać utwory. Niezwykła atmosfera, jaka panuje od pierwszej próby po zakończenie projektu sprawia, że wszyscy czują, że biorą udział w czymś wyjątkowym. Tym graniom towarzyszy dużo więcej ciepła i rodzinnego nastroju, które każdy zabiera potem ze sobą, by dzielić się nimi z otaczającymi go ludźmi.





StNH: Zawód muzyka to ciągłe spotkanie z ludźmi i stałe poddawanie się ocenie? To pewnie wiąże się z nieustającym stresem?

A: Tak. I czasem to jest trudne, ale z drugiej strony ta adrenalina jest często bardzo pozytywna. Kiedy trafi się spokojniejszy okres bez występów szybko zaczyna mi tego brakować. Oczywiście nigdy nie tęsknię za egzaminami, ale za możliwością zagrania komuś czegoś ładnego. A kiedy na twarzach słuchaczy widać, że to do nich przemawia przyjemność jest naprawdę ogromna. Na występ się czeka. Niejednokrotnie z niepokojem i w dużym napięciu. Czasem nawet z przekonaniem, że za dużo mnie to kosztuje i to już na pewno ostatni raz. Na scenie bywa różnie, nie zawsze jest łatwo i miło, ale potem niemal natychmiast pojawia się myśl „to co, kiedy i z kim gram następnym razem?” i wszystko złe znika. To chyba jest uzależnienie.


StNH: Śpiewasz także w chórze VOX POPULI. To szczególna grupa ludzi.

A: Tak, ten chór to bardzo szczególna instytucja. Powołaliśmy ją do życia z sympatii do śpiewu i do siebie nawzajem. Twarzą zespołu jest pan profesor Rafał Marchewczyk, który wielu z nas uczył śpiewu w szkole muzycznej. Nie tylko śpiewu zresztą. Uczył muzyki. I życia. I mówił wiele mądrych rzeczy, których sens docenia się czasem dopiero po latach. Pokazywał jak patrzeć na świat przez kolorową szybkę, tak, żeby widzieć więcej niż inni. Jego niezwykły dar do tworzenia zespołu, który czuje muzykę w podobny sposób i chce dzielić się nią z innymi sprawia, że zespół, mimo, iż duża część składu to osoby bez muzycznego wykształcenia, radzi sobie z wieloma trudnymi utworami. Ostatnio ze względu na pracę mało mam czasu by uczestniczyć w życiu zespołu, niemniej czuję z nim silny związek, cały czas monitoruję zbliżające się wydarzenia i kiedy tylko mogę staram się brać w nich udział. Bo śpiewanie to dla mnie ważna część muzyki, nigdzie nie doświadcza się tak bardzo wspólnego jej przeżywania jak w chórze i to jest bardzo piękne. W krajach skandynawskich jest moda, żeby wszyscy śpiewali w chórach. Super! U nas też by się przydało, nie dlatego, że każdy ma być wielkim artystą, ale dla satysfakcji jaką daje taka forma wspólnego spędzania czasu. Niektórzy mówią nawet o terapeutycznych właściwościach śpiewu i chyba coś w tym jest. Naprawdę każdemu polecam. A do naszego chóru nabór trwa cały czas ;)


STNH: Nowa Huta jest muzykalna?

A: Oj bardzo. Mam sąsiada, który często śpiewa, nie wiem czy przy goleniu, czy przy sprzątaniu, ale za to wiem, że robi to głośno i chętnie. Czasem wystarczy jedna fraza by wprawić mnie w dobry humor na cały dzień. W Hucie jest wiele miejsc, które umożliwiają muzykowanie. Jest prężnie działająca szkoła muzyczna, domy kultury z bogatą ofertą zarówno edukacyjną jak i koncertową, są wreszcie festiwale i wydarzenia, w których mieszkańcy chętnie uczestniczą. Wśród wielu moich znajomych krakusów pokutuje twierdzenie, że Huta to koniec świata i nic się tu nie dzieje, ale to zupełnie nieprawda. Wystarczy tylko odrzucić stereotypy i odrobinę się rozejrzeć, żeby odkryć, że to miejsce warte odwiedzenia.



StNH: Kobieta Muzyk jest…
A: Kobietą. Potrzebuje 15 sukienek i 20 par butów na każdą okazję.
Pracusiem. Zawsze ma całą listę rzeczy do zrobienia „na już” a jeszcze więcej „na wczoraj”.
Idealistką. Chce wszystko zrobić najlepiej.
Optymistką. Szuka dobrych i pięknych stron we wszystkim, co ją napotka.
Bałaganiarą. Rzadko bywa w domu i traktuje go często jak magazyn i przechowalnię, więc sprzątanie nie bywa na pierwszym miejscu. Chyba, że rodzice zamierzają wpaść z wizytą…
Wrażliwcem. Zwykłe, codzienne sprawy potrafią głęboko ją poruszyć i wzruszyć do łez. Oglądanie melodramatów mocno odradzane.
Mistrzem organizacji. Mogłaby pracować w logistyce. Czas i przestrzeń to rzeczy względne.
Muzykiem. Więcej myśli o Mozarcie niż o liście zakupów czy cieknącym kranie. Chyba, że woda kapie nierytmicznie i przeszkadza we frazowaniu…


fot. Aleksander Hordziej

2 komentarze: