Hmmm... Książki
Miłosz: No jak to kiedy? W kołysce właśnie! A tak serio... Od najmłodszych lat otoczony byłem muzyką i to w tym kierunku konsekwentnie zmierzałem. Od przedszkola muzycznego, przez 12 lat spędzonych Szkole Muzycznej, aż do teraz – czyli studiów na Akademii Muzycznej.
Pierwsze 5 lat w szkole spędziłem grając na skrzypcach, potem 7 na klarnecie. Lata liceum bardziej skupiłem się na kompozycji, aranżacji. Prowadziłem własny zespół, Avocado, złożony z ludzi z mojej klasy. Działałem też w samorządzie szkolnym - 2 lata byłem przewodniczącym – organizując różne wydarzenia kulturalne i samemu biorąc udział oraz bawiąc się konferansjerką. Generalnie, tyle jeżeli chodzi o moją drogę muzyczną. Z powodu, że jestem bardzo aktywnym człowiekiem, nie lubiącym bezczynności, uwielbiającym angażować się w różne projekty, gdzieś po drodze pojawiła się pasja filmowa. A było to tak...
StNH: No właśnie, jak to się stało, że zacząłeś kręcić?
M: Ponieważ lubię działać, a w klasie miałem szczęście natrafiać na ludzi otwartych na różne pomysły, w 3 klasie gimnazjum, z okazji dnia kobiet, męska część naszej klasy nagrała piosenkę dla dziewczyn. Do popularnej melodii dopisałem tekst, wymyśliłem aranżację, potem nadzorowałem nagrania. Jednak, kiedy piosenka była już nagrana, stwierdziliśmy, że przydałoby się jeszcze dorobić teledysk. Zadeklarowałem się, że się tego podejmę, mimo że nie miałem żadnego doświadczenia z montażem. Do teledysku użyliśmy filmów z sesji nagraniowych. Montowanie okazało się wcale nie takie trudne. Więcej – okazało się świetną zabawą! Chyba nie muszę dodawać, że piosenka w szkole zrobiła furorę, i do dziś jest wspominana. Zresztą, co będę mówił – posłuchajcie sami: youtu.be/enKAy61JxA4
To było moje pierwsze zetknięcie z montażem filmów. Potem, naturalne się stało, że na każdą wycieczkę klasową brałem kamerę i montowałem z niej jakiś film. Kiedy więc nieuchronnie zbliżał się kolejny Dzień Kobiet, razem z moimi kolegami, Olkiem i Maćkiem zaczęliśmy myśleć, co można zrobić, aby przebić sukces ubiegłorocznej piosenki. Padło na film. I tak, mówiąc w skrócie, powstała Grupa Filmowa RaFiKo. Prace nad filmem miały nam zająć tydzień, ale tak nam się to spodobało, a projekt się rozwinął, że przedłużyły się do roku. Tak więc na wyjątkowy prezent dziewczyny musiały tym razem czekać 2 lata. Działanie w RaFiKo dało mi duże doświadczenie – z racji, że było nas trzech, każdy musiał umieć robić wszystko: napisać scenariusz, znaleźć miejscówkę do nagrań, a w końcu stanąć przed kamerą jako aktor, albo za, jako operator. Nie mówię oczywiście już o całej post produkcji – montażu, skomponowaniem muzyki do tego filmu, czy później jego promocją i dystrybucją.
Z RaFiKo działaliśmy przez kolejne dwa lata, chcą tworzyć tzw. ambitne kino (jak na przykład etiuda filmowa nawiązująca do filmów Chaplina – „Tańczący z Arbuzem”) jednak nasze filmy nie miały feedbacku. Mało kto je oglądał, a jeszcze mniej osób oglądało świadomie, zastanawiając się, co chcieliśmy przekazać danym filmem. I tak we mnie powoli budził się do tego sprzeciw. Chciałem tworzyć coś nie tylko dla samej potrzeby tworzenia, ale... dla ludu. Coś lżejszego, rozrywkowego, zabawnego. Myślałem tak: „Co poza muzyką i filmami zajmuje mi najwięcej czasu? Hmmm... Książki!”. I tak powstał internetowy program Z kamerą wśród Książek.
StNH: „Z kamerą wśród książek” to dosyć innowacyjny pomysł na recenzowanie literatury. Czy coś Cię zainspirowało do realizacji tego przedsięwzięcia?
M: W tym momencie byłem (i dalej jestem) bardzo aktywnym YouTuberem. Co to znaczy? Subskrybuję ponad 100 twórców. Komentuję, obserwuję ich postępy, doceniam ich pracę. Tak zapoznałem się z formą, jaką jest videoblog (w skrócie vlog) i zapragnąłem mieć własny. Wszyscy moi znajomi wiedzą, że jeżeli chcą coś przeczytać, pytają mnie o to, co polecam. I właśnie na tym chciałem oprzeć swój kanał. Na recenzjach literatury. Początkowo recenzje ukazywały się nieregularnie. Jeżeli skończyłem jakąś książkę, która mi się spodobała – nagrywałem o tym odcinek – recenzję, w której – tak jak moim znajomym – opowiadałem o czym jest książka, mówiłem o swoich wrażeniach. Od początku założeniami było to, żeby recenzje były ciekawe, zabawne i miłe do oglądania. Powoli rosła liczba odcinków – i liczba stałych widzów. Pierwszy przełom nastąpił, kiedy zacząłem współpracę recenzencką z portalem literackim upadli.pl, która notabene trwa do dziś. Otóż, okazało się, że nie ja jeden wpadłem pomysł recenzowania literatury. W polskim internecie jest bardzo rozbudowana blogosfera książkowa. Ludzie czytają książki, po czym piszą na swoich blogach ich recenzje. Współpraca recenzencka, to układ z portalem lub wydawnictwem, polegający na tym, że recenzent zamawia sobie interesującą książkę, którą otrzymuje bezpłatnie – w zamian za recenzję. Układ wręcz idealny! Ileż razy gryzłem się, że za dużo pieniędzy wydaję na książki! A teraz, nie dość, że dostaje je za darmo, to potem oni jeszcze pomagają mi wypromować mój odcinek! I tak właśnie było. Potem, poza portalem upadli.pl współpracowałem jeszcze z innymi portalami i wydawnictwami, jednak największy przełom i zdobycie największej liczby nowych widzów nastąpiło właśnie dzięki tej pierwszej współpracy. Pierwszej, chociaż nie najbardziej spektakularnej. Bowiem jakiś czas później rozpocząłem współpracę z... TVP! A wszystko przez Facebooka... Posłuchajcie...
M: Na facebooku prowadzę dość aktywnie fanpejdża swojego programu. Lajkuję różne strony związane z literaturą i czytelnictwem, komentuje. I właśnie jedną z takich stron, której życzyłem powodzenia w szybkim rozwoju był fanpejdż „Śląskie czyta” - nowo powstającego programu o literaturze w TVP Katowice. Ten jeden komentarz sprawił, że osoba moderująca stronę oglądnęła parę moich recenzji, po czym pokazała reżyserowi tego programu. Parę dni później dostałem telefon z TVP od reżysera, z pytaniem, czy nie chciałbym robić krótszych wersji recenzji dla TVP. Odpowiedź mogła być tylko jedna... :)
http://www.youtube.com/playlist?list=PLUmUQYQ5paGF-r3RT3NkE2UaApl8qorVq
Program dalej się rozwijał, a wraz z nim rozwijały się moje umiejętności montażowe, jak i zaplecze techniczne. W recenzjach zaczęły się pojawiać efekty specjalne. Zacząłem też nagrywać na green screenie, co pozwalało mi na umieszczenie się praktycznie... wszędzie! Coraz bardziej eksperymentowałem też z samą formą recenzji. Pojawiały się adaptacje scen z książki, klony, a raz recenzję wplotłem w parodię programu dywersyjno – zapobiegawczego!
Teraz Z kamerą wśród Książek stawia na różnorodność. Poza recenzjami książek pojawiły się też nowe serie: Z kamerą wśród Ludzi, gdzie rozmawiam z ciekawymi ludźmi, oraz Z kamerą wśród Wydarzeń – w ramach której przygotowałem wspólnie z ARTzoną relację z wydarzenia literackiego „Fredro na Centralnym” oraz recenzję koncertu Electric Light Orchestra.
fot.Aleksander Hordziej
cdn.
StNH: No właśnie, jak to się stało, że zacząłeś kręcić?
M: Ponieważ lubię działać, a w klasie miałem szczęście natrafiać na ludzi otwartych na różne pomysły, w 3 klasie gimnazjum, z okazji dnia kobiet, męska część naszej klasy nagrała piosenkę dla dziewczyn. Do popularnej melodii dopisałem tekst, wymyśliłem aranżację, potem nadzorowałem nagrania. Jednak, kiedy piosenka była już nagrana, stwierdziliśmy, że przydałoby się jeszcze dorobić teledysk. Zadeklarowałem się, że się tego podejmę, mimo że nie miałem żadnego doświadczenia z montażem. Do teledysku użyliśmy filmów z sesji nagraniowych. Montowanie okazało się wcale nie takie trudne. Więcej – okazało się świetną zabawą! Chyba nie muszę dodawać, że piosenka w szkole zrobiła furorę, i do dziś jest wspominana. Zresztą, co będę mówił – posłuchajcie sami: youtu.be/enKAy61JxA4
To było moje pierwsze zetknięcie z montażem filmów. Potem, naturalne się stało, że na każdą wycieczkę klasową brałem kamerę i montowałem z niej jakiś film. Kiedy więc nieuchronnie zbliżał się kolejny Dzień Kobiet, razem z moimi kolegami, Olkiem i Maćkiem zaczęliśmy myśleć, co można zrobić, aby przebić sukces ubiegłorocznej piosenki. Padło na film. I tak, mówiąc w skrócie, powstała Grupa Filmowa RaFiKo. Prace nad filmem miały nam zająć tydzień, ale tak nam się to spodobało, a projekt się rozwinął, że przedłużyły się do roku. Tak więc na wyjątkowy prezent dziewczyny musiały tym razem czekać 2 lata. Działanie w RaFiKo dało mi duże doświadczenie – z racji, że było nas trzech, każdy musiał umieć robić wszystko: napisać scenariusz, znaleźć miejscówkę do nagrań, a w końcu stanąć przed kamerą jako aktor, albo za, jako operator. Nie mówię oczywiście już o całej post produkcji – montażu, skomponowaniem muzyki do tego filmu, czy później jego promocją i dystrybucją.
Z RaFiKo działaliśmy przez kolejne dwa lata, chcą tworzyć tzw. ambitne kino (jak na przykład etiuda filmowa nawiązująca do filmów Chaplina – „Tańczący z Arbuzem”) jednak nasze filmy nie miały feedbacku. Mało kto je oglądał, a jeszcze mniej osób oglądało świadomie, zastanawiając się, co chcieliśmy przekazać danym filmem. I tak we mnie powoli budził się do tego sprzeciw. Chciałem tworzyć coś nie tylko dla samej potrzeby tworzenia, ale... dla ludu. Coś lżejszego, rozrywkowego, zabawnego. Myślałem tak: „Co poza muzyką i filmami zajmuje mi najwięcej czasu? Hmmm... Książki!”. I tak powstał internetowy program Z kamerą wśród Książek.
StNH: „Z kamerą wśród książek” to dosyć innowacyjny pomysł na recenzowanie literatury. Czy coś Cię zainspirowało do realizacji tego przedsięwzięcia?
M: W tym momencie byłem (i dalej jestem) bardzo aktywnym YouTuberem. Co to znaczy? Subskrybuję ponad 100 twórców. Komentuję, obserwuję ich postępy, doceniam ich pracę. Tak zapoznałem się z formą, jaką jest videoblog (w skrócie vlog) i zapragnąłem mieć własny. Wszyscy moi znajomi wiedzą, że jeżeli chcą coś przeczytać, pytają mnie o to, co polecam. I właśnie na tym chciałem oprzeć swój kanał. Na recenzjach literatury. Początkowo recenzje ukazywały się nieregularnie. Jeżeli skończyłem jakąś książkę, która mi się spodobała – nagrywałem o tym odcinek – recenzję, w której – tak jak moim znajomym – opowiadałem o czym jest książka, mówiłem o swoich wrażeniach. Od początku założeniami było to, żeby recenzje były ciekawe, zabawne i miłe do oglądania. Powoli rosła liczba odcinków – i liczba stałych widzów. Pierwszy przełom nastąpił, kiedy zacząłem współpracę recenzencką z portalem literackim upadli.pl, która notabene trwa do dziś. Otóż, okazało się, że nie ja jeden wpadłem pomysł recenzowania literatury. W polskim internecie jest bardzo rozbudowana blogosfera książkowa. Ludzie czytają książki, po czym piszą na swoich blogach ich recenzje. Współpraca recenzencka, to układ z portalem lub wydawnictwem, polegający na tym, że recenzent zamawia sobie interesującą książkę, którą otrzymuje bezpłatnie – w zamian za recenzję. Układ wręcz idealny! Ileż razy gryzłem się, że za dużo pieniędzy wydaję na książki! A teraz, nie dość, że dostaje je za darmo, to potem oni jeszcze pomagają mi wypromować mój odcinek! I tak właśnie było. Potem, poza portalem upadli.pl współpracowałem jeszcze z innymi portalami i wydawnictwami, jednak największy przełom i zdobycie największej liczby nowych widzów nastąpiło właśnie dzięki tej pierwszej współpracy. Pierwszej, chociaż nie najbardziej spektakularnej. Bowiem jakiś czas później rozpocząłem współpracę z... TVP! A wszystko przez Facebooka... Posłuchajcie...
M: Na facebooku prowadzę dość aktywnie fanpejdża swojego programu. Lajkuję różne strony związane z literaturą i czytelnictwem, komentuje. I właśnie jedną z takich stron, której życzyłem powodzenia w szybkim rozwoju był fanpejdż „Śląskie czyta” - nowo powstającego programu o literaturze w TVP Katowice. Ten jeden komentarz sprawił, że osoba moderująca stronę oglądnęła parę moich recenzji, po czym pokazała reżyserowi tego programu. Parę dni później dostałem telefon z TVP od reżysera, z pytaniem, czy nie chciałbym robić krótszych wersji recenzji dla TVP. Odpowiedź mogła być tylko jedna... :)
http://www.youtube.com/playlist?list=PLUmUQYQ5paGF-r3RT3NkE2UaApl8qorVq
Program dalej się rozwijał, a wraz z nim rozwijały się moje umiejętności montażowe, jak i zaplecze techniczne. W recenzjach zaczęły się pojawiać efekty specjalne. Zacząłem też nagrywać na green screenie, co pozwalało mi na umieszczenie się praktycznie... wszędzie! Coraz bardziej eksperymentowałem też z samą formą recenzji. Pojawiały się adaptacje scen z książki, klony, a raz recenzję wplotłem w parodię programu dywersyjno – zapobiegawczego!
Teraz Z kamerą wśród Książek stawia na różnorodność. Poza recenzjami książek pojawiły się też nowe serie: Z kamerą wśród Ludzi, gdzie rozmawiam z ciekawymi ludźmi, oraz Z kamerą wśród Wydarzeń – w ramach której przygotowałem wspólnie z ARTzoną relację z wydarzenia literackiego „Fredro na Centralnym” oraz recenzję koncertu Electric Light Orchestra.
fot.Aleksander Hordziej
cdn.
Miłosza lubię i oglądam i czekam na jeszcze więcej recenzji
OdpowiedzUsuńMy też czekamy :) A nasza druga część wywiadu 29 XII :)
UsuńCzekam na 2 cześć wywiadu. Miłosz jest bardzo utalentowany i zawsze oglądam każdy jego filmik.
OdpowiedzUsuńZgadzamy się :)
UsuńA upadli.pl nie wyobrażają sobie portalu bez tego chłopaka! :)
OdpowiedzUsuńBo Miłosz to bardzo zdolny chłopak :)
Usuń